O tej bulwersującej sprawie poinformował nas Janusz Bałaziński, który mieszka przy stadionie i który jako jedyny zainteresował się losem człowieka śpiącego pod tujami, przy korcie stadionu. Pan Janusz, jak mówi, informował o tej sprawie właściciela obiektu - Ośrodek Sportu i Rekreacji. Odzewu jednak nie było. Raz przyniósł nawet jedzenie bezdomnemu, bo mu było go szkoda.
Poniewiera się od 20 lat
Henryk Marek, bo o nim mowa, pochodzi z Włoszczowy. Podczas piątkowego spotkania opowiedział nam krótko o swoim życiu. - Przez 40 lat mieszkałem we Włoszczowie. Od 20 lat poniewieram się. Miałem rodzinę, ale rozwiodłem się z żoną wiele lat temu. Mieszkałem w schronisku w gminie Dalszyce, ale nie szło tam wytrzymać, dlatego przyjechałem do Włoszczowy. Mam emeryturę. Jakoś się żyje - twierdził bezdomny.
Jak żył przez dwa tygodnie we Włoszczowie, nie mając przy sobie żadnych środków finansowych? Jadł to, co znalazł w okolicy, głównie przy kontenerach. Wodę pił z publicznej toalety na stadionie, gdzie się również mył. Mówi, że alkoholu nie pił, bo nie ma zdrowia i cierpi na prostatę. Za posłanie służył mu karton i stare kołdry, którymi się przykrywał nas noc. Jak nadciągała burza i zaczęło mocniej wiać, uciekał spod tui i kładł się na przystanku.
Nikt się nie zainteresował, oprócz jednego mieszkańca
Przez ponad dwa tygodnie praktycznie nikt z mieszkańców, którzy spacerują w pobliżu ulicą Kusocińskiego, nie zainteresował się losem człowieka śpiącego przy tujach, pod czereśnią na stadionie. Oprócz Janusza Bałazińskiego, który nie znał bezdomnego. Po naszym telefonie do burmistrza Włoszczowy Grzegorza Dziubka, sprawa nabrała tempa.
Po kilku minutach na stadion przybyło czterech pracowników Ośrodka Pomocy Społecznej na czele z dyrektorem Dariuszem Czechowskim. Okazało się, że bezdomny jest im dobrze znany. Zaoferowali mu pomoc w znalezieniu schroniska - zaproponowali trzy do wyboru. Pan Henryk wykąpał się, po czym został odwieziony do schroniska w Komórkach, w gminie Daleszyce, gdzie wcześniej przebywał i skąd wyjechał do Włoszczowy.
Schronisko przyjrzy się baczniej “uciekinierowi”
- Takie przypadki niestety dość często się u nas zdarzają - przyznaje Piotr Radziwon, kierownik Schroniska dla Osób Bezdomnych Markot Stowarzyszenia Monar w Komórkach. - Wcześniej nic nie wskazywało, że ten pan chce opuścić schronisko. Był lubiany, spokojny. Nie było z nim problemów. Wyjechał na własne życzenie. Miał pojechać na dwa, trzy dni - mówi Radziwon.
- Po tym incydencie poprosiłem panią psycholog, żeby poświęciła panu Markowi więcej czasu. Mam nadzieję, że już nie dojdzie do takich sytuacji i na dłużej zostanie u nas. Ma tutaj pełne zabezpieczenie socjalne, komfortowe warunki, cztery posiłki dziennie, ubranie i dostęp do pralni. Niestety, nasze schronisko jest ośrodkiem otwartym. Jeżeli ktoś nie chce w nim przebywać, może go opuścić w każdej chwili i nie możemy go zatrzymać - dodaje pan Piotr.
ZOBACZ TEŻ: Do zobaczenia: 5 najlepszych seriali Netflksa
[podobne][zaj_kat]
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?